Po napaści Rosji na Ukrainę i pierwszych porażkach armii Putina została zaangażowana w działania na froncie. Film dokumentalny Ewy Galicy "Wagnerowcy. Najemnicy Putina" to historia Grupy 3. Dla tych, co w piaskach Zambii i Konga I dla tych, co w bezimiennych grobach. Dla wszystkich, którzy polegli w walce Bóg wojny wieniec niesie laurowy. Ref. Czerwone łuny 4. Gdy przy ognisku wieczorem siądą I stare dzieje wspominać zaczną, Uśmiech rozjaśni zmęczone twarze, Gdy z bronią w ręku wśród dżungli zasną. Ref. Nagranie w którym usłyszymy język polski na Ukrainie nie oznacza, że Polacy biorą tam czynny udział, co więcej kilku degeneratów nikt nigdy nie utożsamiał z całym narodem. Nie wykluczam, że może się znaleźć grupka ludzi podobnych do Pionokia, Poliniaka, Wisielskiego, Karła z Żoliborza, ale pytam co oni mają wspólnego z W ubiegłym roku ówczesny minister spraw zagranicznych Francji Jean-Yves Le Drian, oskarżył najemników z Grupy Wagnera o rozszerzanie wpływów Kremla w Afryce. W Afryce pojawili się rosyjscy najemnicy. Na ich mundurach nie ma jednak żadnych emblematów. Paryż bije na alarm, a eksperci mówią wprost: istnieje "afrykański plan Kremla" - czytamy w Poznaj ciekawszą stronę historii. Kontrowersje, tematy tabu, zabawne anegdoty. Epoki, władcy, wydarzenia, niezwykłe historie. Po prostu ciekawostki historyczne. u9bN8. Gazeta powołuje się na źródło w brytyjskim rządzie. Wszyscy rosyjscy najemnicy zdaniem dziennika przebywają w drugim co do wielkości libijskim mieście - Bengazi. Według gazety tzw. grupa Wagnera dostarczyła ANL broń, czołgi, drony, amunicję. Doniesienia o obecności wagnerowców w Libii potwierdziło dziennikowi źródło bliskie rosyjsko-libijskiej firmie z branży naftowo-gazowej. Rozmówca "Telegrapha" wskazał, że do ich obowiązków należy zabezpieczanie portów w Tobruku i Darnie dla rosyjskiej floty. Jeśli najemnicy przejmą kontrolę nad libijskim sektorem energetycznym, będą mogli zarządzać przepływem ropy do krajów południowej Europy - dodaje. Amerykański Bloomberg informuje, że armia Haftara od stycznia przejmuje w kraju kontrolę nad polami naftowymi. W lutym zajęła największe libijskie pole naftowe - El Szarara. Haftar popiera władze w Tobruku, które kontrolują wschód kraju. Nad zachodnią Libią sprawuje kontrolę utworzony w 2016 roku rząd porozumienia narodowego, uznawany przez społeczność międzynarodową. Pod koniec listopada portal BBC pisał, że najemnicy z tzw. grupy Wagnera po udziale w walkach na wschodzie Ukrainy i w Syrii od początku 2018 roku operują w Sudanie i Republice Środkowoafrykańskiej. Bloomberg podał, że firmy związane z Jewgienijem Prigożynem, nazywanym przez media "kucharzem Putina", działają już w dziesięciu krajach afrykańskich. Oprócz Sudanu, RŚA i Libii portal wymienił też: Madagaskar, Angolę, Gwineę, Gwineę Bissau, Mozambik, Zimbabwe i Demokratyczną Republikę Konga. Jak twierdzi Bloomberg, firmy związane z Prigożynem świadczą w Afryce usługi w zakresie ochrony, technologii, wsparcia politycznego w zamian za prawo do wydobycia surowców. Źródło: pap Jeszcze w środę trwały walki z najemnikami, którzy podjęli nieudaną próbę obalenia prezydenta Gwinei Równikowej, Teodoro Obianga Nguema. Ich ostatnia grupa broniła się na cmentarzu w Malabo. Służby bezpieczeństwa, które odparły wtorkową próbę zamachu, ścigały najemników przez całą dobę. Wyspa, na której leży Malabo, okazała się pułąpką bez wyjścia. Najemnicy zaatakowali we wtorek, wysadzając desant z dwóch łodzi na plaży w pobliżu Malabo. Ich celem był pałac prezydencki. Plan zlikwidowania Nguema nie powiódł się, bo prezydenta nie było w pałacu. Kondotierzy musieli salwować się ucieczką. Gwinejeskie władze osakrżyły o atak Nigeryjczyków z Ruchu Na Rzecz Wyzwolenia Delty Nigru. Za nigeryjskim charakterem ataku miała stać niewielka odległość dzieląca wyspę Bioko, wraz z położoną na niej stolicę Gwinei Równikowa, i Deltę Nigru – zaledwie 200 kilometrów. Jednak Nigeryjczycy zaprzeczają tym doniesieniom. Dochodzenie w tej sprawie trwa, bo w ręce gwinejskich funkcjonariuszy trafiło 15 zamachowców. Nguema ma wielu wrogów, bo rządzi krajem, który jest jednym z najwiekszych eksporterów ropy naftowej w Afryce. Sprawuje wladzę od 1979 roku. Nie liczy się ze zdaniem opozycji, której działacze wciąż przebywają na emigracji. Dał się już poznać jako bezwględny dyktator. Najemników czeka śmierć w gwinejskim więzieniu. Poprzedni przywódca kondotierów, Simon Mann, odbywa karę 34 lat pozbawienia wolności w cieszącym się fatalną opinią zakładzie karnym “Czarna Plaża”. ostro – Możemy powiedzieć, że Sudan może się stać dla Rosji kluczem do Afryki – przekonywał Władimira Putina jesienią ubiegłego roku w Soczi prezydent Omar Baszir, poszukiwany listem gończym Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze za zbrodnie ludobójstwa. Rzeczywiście rosyjscy najemnicy pojawili się najpierw w Sudanie. Teraz Paryż bije na alarm, gdyż kolejnym krajem ich stacjonowania okazała się Republika Środkowoafrykańska. W kręgu zainteresowań Kremla są też co najmniej: Mozambik, Kongo (Brazzaville), Madagaskar, RPA i Kenia. Złoto, uran, ropa Część ekspertów w Moskwie sugeruje, że istnieje „afrykański plan Kremla" ekspansji na Czarnym Kontynencie. W czasie wizyty Baszira w Rosji wydał on zezwolenie na poszukiwanie i wydobycie w Sudanie złota przez nikomu nieznaną firmę M-Invest Ltd. z Petersburga. Sudan zajmuje trzecie miejsce wśród afrykańskich państw wydobywających złoto. Za geologami pociągnęli najemnicy, ale nie do ochrony złóż, lecz szkolenia rządowej armii. Jak się zdaje, zarówno jedni, jak i drudzy pracują dla „kucharza Putina", miliardera z Petersburga Jewgienija Prigożina. Poza złotem Baszir zaproponował Rosjanom zbudowanie bazy morskiej na sudańskim wybrzeżu Morza Czerwonego. Kreml nic na to nie odpowiedział, ale równocześnie prowadzi rozmowy z Dżibuti w sprawie zbudowania takiej bazy. Tuż po sudańskim prezydencie do Rosji przyleciał prezydent Republiki Środkowoafrykańskiej, prosząc o pomoc wojskową. Moskwa zwróciła się nawet do Rady Bezpieczeństwa ONZ z prośbą o złagodzenie zakazu dostaw broni temu krajowi, co uzyskała. Czołgi, armaty Ale razem z bezpłatnie przekazaną bronią przyleciało 300–700 mówiących po rosyjsku ludzi w mundurach bez znaków rozpoznawczych. – Przybyły do nas oddziały wojskowych specjalistów – przyznał w końcu prezydent Faustin-Archange Touadera. „Specjaliści" sformowali ochronę osobistą prezydenta, całkowicie go uzależniając. Ich dowódca został formalnie dyrektorem ds. bezpieczeństwa w prezydenckiej administracji. Republika Środkowoafrykańska też ma znaczne zasoby złota (oraz rud uranu czy ropy), ale na północy – na terenach kontrolowanych przez oddziały muzułmańskie. Wojska rządowe nie są w stanie dać sobie z nimi rady, mimo to koncesje na wydobycie złota dostała spółka „Gazprombanku". Przed lądowaniem Rosjan w Republice Środkowoafrykańskiej Kreml podpisał lub wznowił umowy o współpracy wojskowej z Mozambikiem i Republiką Konga. Sudan Południowy– pozazdrościwszy Sudanowi – poprosił o dostawy czołgów i ciężkiej artylerii. – Wykorzystanie prywatnych firm wojskowych pozwoli Rosji osiągnąć wiele celów: skryć fakt ingerencji w sprawy suwerennych państw, wpływania na ich sytuację wewnętrzną w wygodnym dla siebie kierunku, a nawet odsuwanie od władzy niewygodnych reżimów – tłumaczy Aleksiej Maruszeczko, szef jednej z takich firm, która jednak działa wyłącznie na terenie Rosji. Do powszechnej świadomości na stałe weszły takie nazwy jak Blackwater czy Grupa Wagnera. Obie „formacje” są to prywatne firmy militarne, za którymi jak cień podążają oskarżenia o popełnianie zbrodni wojennych czy wspieranie dyktatorów. W XXI wieku odnotowuje się coraz więcej konfliktów, w których zaangażowani są najemnicy. Krótka historia O wojskach najemniczych wspominają już źródła starożytne. Były one odpowiednim rozwiązaniem militarnym dla tamtych czasów. Najemnicy w dziejach konfliktów są poniekąd tworem bardziej trwałym, a armie to efekt rozwoju biurokracji i aparatów państwowych w XVIII w., które wraz z rozwojem nowoczesnego rozumienia pojęcia narodu ukształtowały się na dobre w wieku XIX. Wtedy to państwa, jako ośrodki organizacyjne, były w stanie wypracować na tyle silne struktury społeczno-ekonomiczne, by utrzymywać pod bronią w garnizonach odpowiednio duże siły. Imperium rzymskie korzystało z takich rozwiązań, ale był to ewenement. Większość ówczesnych armii korzystała z wojsk najemnych. Armie (upraszczając) przez długo w historii opierały się na „samoutrzymaniu”. Nie istniała rozwinięta logistyka ani aprowizacja. Najemnicy byli formacjami, które odpowiadały na ten problem, gdyż wystarczyło im „tylko” zapłacić. W XV wieku szwajcarska piechota po wielu zwycięstwach w wojnach z Burgundią Karola Zuchwałego stała się na tyle sławna, że zaczęto ich wysoko cenić jako najemników. Jak już wspominałem, dopiero powszechność armii pozwoliła zarzucić używanie na szeroką skalę wojsk najemnych, gdyż państwa mogły sobie pozwolić na utrzymywanie i werbowanie dużych mas do armii. Najemnicy odchodzili do lamusa. Dekolonizacja Afryki Od drugiej połowy XX w. formacje najemnicze wróciły do łask. Jednakże motywacje były już zupełnie inne. Rozwinięta dyplomacja i tzw. podprogowe konflikty nie wymagały używania oficjalnych formacji zbrojnych danego państwa. Często, chcąc wesprzeć daną stronę konfliktu, wysyłano właśnie najemników. Idealnym tego typu przykładem był konflikt w Katandze. Katanga to rejon Demokratycznej Republiki Konga, który jest bardzo bogaty w złoża surowców naturalnych, w tym kobaltu. W czasach, gdy Kongo jako kolonia należało do Belgii, na wydobyciu licznych surowców bardzo wzbogaciła się firma Union Miniere. Gdy w 1960 roku rozpoczęły się procesy dekolonizacyjne, Katanga pod przewodnictwem Moise’a Czombego ogłosiła niepodległość. Tak naprawdę ten twór polityczny był niczym innym jak prywatnym państwem wielkiej korporacji górniczej. Demokratyczna Republika Konga, chcąc zdławić secesjonistów, poprosiła USA o wsparcie, którego jednak odmówiono. Za to ZSRR od razu zaoferowało pomoc nowo powstałemu państwu. Prezydent Katangi Moise Czombe Finalnie doszło do sytuacji dość kuriozalnej. Katanga głosiła, że walczy z „szalejącym komunizmem”, a w opozycji do nich stało… ONZ i władze Demokratycznej Republiki Konga. Do zbuntowanej prowincji zaczęli zjeżdżać najemnicy, którzy byli zatrudniani przez Union Miniere w roli „ochroniarzy”. Swój udział w wojnie w Katandze odnotowali również Polacy, którzy skuszeni „walką z komunizmem” i dobrą płacą, jechali do nowo powstałego państwa. Najsłynniejszym z nich był Jan Zumbach, polski pilot i as myśliwski z czasów II wojny światowej, oraz Rafał Gan-Ganowicz, który po ucieczce z Polski wyemigrował do Francji, gdzie odbył szkolenie wojskowe. Od razu trzeba zaznaczyć, że w gruncie rzeczy stanęli oni po stronie korporacji, która doprowadziła do nielegalnej secesji, i walczyli z siłami ONZ. Moda na najemników Procesy dekolonizacyjne, a w związku z tym panujące na terenach wyzwalanych kolonii konflikty, były idealnym poletkiem dla najemników. Niemniej po upadku ZSRR aktywność i zarazem liczba tych formacji spadła – z bardzo prozaicznego powodu, jakim był spadek zapotrzebowania. W ostatnich latach XXI wieku najemnicy po raz kolejny trafili na afisze. Działali oni w Iraku, Libii, Donbasie, Syrii czy w Górskim Karabachu. Jak zauważył dr Michał Piekarski z Zakładu Studiów nad Bezpieczeństwem Uniwersytetu Wrocławskiego, pojawiły się dogodne warunki dla zatrudniania najemników: Istnieją wyraźnie różnice w stosunku do najemników z czasów procesów dekolonizacyjnych. Najbardziej medialne przypadki, czyli niesławna Blackwater i inne prywatne przedsiębiorstwa, były wynikiem dwóch czynników. Pierwszym było przyjęcie przez administrację USA neoliberalnych założeń ideologicznych dotyczących gospodarki, a więc prymatu prywatnej przedsiębiorczości ponad działaniami państwa i jego administracji. Drugim czynnikiem było to, co jest obserwowane od dawna — nagły wzrost zapotrzebowania na siłę ludzką, wyszkolonych żołnierzy w obliczu deficytu sił regularnych i rezerw. Było to widoczne podczas zakrojonych na szeroką skalę działań w Iraku czy Afganistanie, gdzie prywatne firmy zapewniały szereg usług dla wojska — w krótkiej perspektywie czasowej taniej niż siły państwowe – tłumaczy w rozmowie z Mówiąc Wprost Piekarski. Często po zakończonych konfliktach zostawały rzesze osób, które się parały rzemiosłem wojennym i potem dla wielu państw ci ludzie stawali się problem. Liczni niemieccy spadochroniarze (Fallschirmjäger), którzy uważani byli za jednostkę elitarną, zaledwie kilka lat po II wojnie światowej ochoczo wstępowali w szeregi Legii Cudzoziemskiej. Szukali oni swojego miejsca w powojennym świecie, gdyż niemiecka armia nie istniała (Bundeswehra została powołana dopiero w 1955 roku). Do tego czasu walczyli oni już w upadającym imperium kolonialnej Francji, gdzie najsłynniejszym starciem było oblężenie Dien Bien Phu. Podobnych historii „kanalizowania” siły roboczej było kilka, co również przytacza w wywiadzie Michał Piekarski: – Południowoafrykańska Executive Outcomes powstała, gdy byli żołnierze z RPA poszukiwali zajęcia po zakończeniu wojny w Angoli. Popyt na takie usługi będzie zawsze funkcją charakteru konfliktów zbrojnych. Trzeba przy tym pamiętać, że nie zawsze są to ludzie walczący na pierwszej linii z bronią w ręku, ale np. specjaliści, jak choćby w zakresie rozpoznania, działań w cyberprzestrzeni czy po prostu instruktorzy i doradcy – wskazuje Piekarski. – Koniec świata jednobiegunowego? – pytam. – Potrzeby są zawsze pochodną zmian w środowisku bezpieczeństwa. To, co obserwujemy obecnie, to powrót do rywalizacji mocarstw, w tym regionalnych. Lokalne konflikty są konfliktami, gdzie mogą wystąpić warunki niesprzyjające jawnemu wysłaniu kontyngentu wojskowego, ale pracownicy „prywatnej firmy” lub „ochotnicy” już mogą się pojawić – mówi doktor. – Czyli jakby co, to nie my? – Dokładnie tak. Zawsze wówczas dane państwo może powiedzieć „nas tam nie ma” – i to jest geneza takich przedsiębiorstw jak rosyjska Grupa Wagnera. Ponadto wysłanie żołnierzy oznacza konsekwencje społeczne, a najemnikami mało kto się przejmuje. – Jak to wygląda ze strony prawnej? – Konwencje genewskie (I protokół dodatkowy, art. 47) mówią wyraźnie, że najemnik, a więc osoba specjalnie zwerbowana do udziału w konflikcie zbrojnym, nie jest członkiem sił zbrojnych strony konfliktu, ani obywatelem lub mieszkańcem państwa, na terytorium którego toczy się konflikt, ani nie służy w siłach zbrojnych innego państwa, wykonując oficjalne zadania (np. misji pokojowej) i, co ważne, bierze udział w konflikcie z chęci zarobku – nie ma praw kombatanta, a więc legalnego uczestnika konfliktu zbrojnego. Nie ma więc praw do statusu jeńca wojennego i może być postawiona przed sądem. Oczywiście nie oznacza to, że taka osoba nie ma żadnych praw, ale przysługują jej te same prawa co zwykłym przestępcom. W praktyce oznacza to jednak sporą uznaniowość – mogą być traktowani jak zwykli żołnierze i uznani za jeńców, mogą być np. ścigani za zabójstwo, jeśli brali udział w walce. – Co z ideologicznymi najemnikami? W Polsce w 2017 roku była dość sławna sprawa niejakiego Archera, który, jak się okazało, raczej w walkach nie brał udziału, a jedynie podążał za linią frontu, tworząc pompatyczne relacje. Niemniej po drugiej stronie barykady wielu było ochotników. – W historii Polski mieliśmy przypadki zaangażowania się Polaków w roli najemników lub „zagranicznych bojowników” działających z pobudek ideologicznych. Najbardziej medialne były osoby z czasu zimnej wojny, np. Gan Ganowicz, walczący w Kongo i Jemenie, deklarujący się jako skrajny antykomunista. Równie rozpoznawalny stał się – choć po śmierci – Jan Zumbach, latający jako najemnik w Katandze i Biafrze. Natomiast współcześnie – najbardziej medialne osoby to te, co do których wiarygodności są poważne wątpliwości, jak choćby właśnie Archer. W szeregach ISIS było tylko kilka osób, które miały albo polskie obywatelstwo, albo korzenie, podobnie w przypadku innych konfliktów. Działalność polskich „zagranicznych bojowników”, a więc osób działających z pobudek ideologicznych, to obecnie margines marginesu. „Mięso armatnie” Turcja zagospodarowała resztki milicji, które stały w opozycji do Baszara al-Assada. Znaleźli się wśród nich bojownicy, reprezentujący różne frakcje, w tym Tahrir al-Sham, frakcje okołodżihadystyczne poróżnione z ISIS i ex al-Kaida. Utworzona została również formacja Wolna Armia Syrii (Free Syrian Army – FSA), która oficjalnie staje naprzeciw Assadowi, a w praktyce są prywatnym zapleczem najemników Turcji. FSA było przedłużeniem ekspansywnej polityki Recepa Tayyipa Erdoğana. Jednym z warunków porozumienia skonfliktowanych stron w Libii było między innymi odesłanie tureckich najemników, którzy wspierali wojska rządowe przeciwko generałowi Haftarowi. To konflikt w Górskim Karabachu jednak najbardziej zwrócił uwagę najemników utrzymywanych przez Turcję. We wrześniu 2020 roku ponownie rozgorzał konflikt w Górskim Karabachu – naprzeciwko siebie stanęły Armenia i Azerbejdżan. To drugie państwo, posiadające silne związki polityczne z Turcją, otrzymało wsparcie materialne w postaci sprzętu wojskowego oraz, jak się później okazało, wsparcie zasobami ludzkimi. Według Syrian Observatory for Human Rights (SOHR) Turcja przetransportowała około trzech tysięcy najemników do Azerbejdżanu. Ponieśli oni bardzo duże straty, gdyż według organizacji miało ich zginąć nawet 541. – Najemnicy są tani. Można ich rzucić na linię frontu przy niewielkim przygotowaniu, jak to miało miejsce w Azerbejdżanie – w zasadzie ludzie, do których można przypiąć kałasznikowa i powiedzieć: „Idź zdobądź to wzgórze, idź zdobądź ten las” – mówiła dla BBC Elizabeth Tsurkov z Centre for Global Policy (Washington, Jak dodała, „użyli ich jako mięsa armatniego”. Syrian Observatory for Human Rights podaje informacje, że syryjscy najemnicy mieli zarobić nawet 3500 dolarów za udział w walkach. Turcja utrzymuje ich nawet do 10 tys., szacuje SOHR. Grupa Wagnera Zdecydowanie największy rozgłos, jak i zasięg działania, osiągnęła tzw. Grupa Wagnera, czyli prywatna firma wojskowa założona przez byłego podpułkownika rosyjskiego wywiadu GRU Dmitrija Utkina o pseudonimie Wagner. Stała się ona zbrojnym ramieniem Rosji i jest wysyłana w miejsca, gdzie oficjalne zaangażowanie Moskwy może być problematyczne. Najemnicy byli obecni w Syrii oraz widywani na Białorusi czy w Wenezueli, gdzie mieli ochraniać prezydenta Nicolása Maduro podczas masowych protestów w 2019 roku. W ostatnich latach grupa skupia swoje działania na regionie afrykańskim, próbując rozszerzać wpływy Rosji. Najemnicy wspierali rządy Sudanu, Republiki Środkowoafrykańskiej, a ostatnio Mali. Zwłaszcza po działaniach w tym ostatnim kraju grupa znalazła się pod ostrą krytyką Francji. W Mali oraz w całym regionie Sahelu Paryż prowadzi działania antyterrorystyczne przeciwko grupom dżihadystycznym. W lutym rząd w Mali jednak nakazał, by wojska francuskie wycofały się z kraju. Stosunki te pogarszały się już od maja 2021 roku, kiedy doszło do przejęcia władzy przez armię. Wtedy też zaczęły się pojawiać raporty w tym i ONZ-etu, że juntę wojskową mają wspierać najemnicy. Nieznana jest ich liczba, jednak rząd Mali częściowo przyznał, że w ich kraju przebywają rosyjscy kontraktorzy. Francja próbowała reagować na te działania, minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian oskarżył grupę Wagnera o drenowanie zasobów Mali. Rosyjskie BRDM-2 należące do grupy Wagnera w Republice Środkowoafrykańskiej Należy zrozumieć, że Grupa Wagnera to przede wszystkim projekt PR-owy. Jednym z mitów jest to, że są oni rekrutowani wśród emerytowanych byłych specnazowców czy innych przedstawicieli oddziałów specjalnych, czy specsłużb rosyjskich. Wagnerowcy licznie działali w Syrii, wspierając Baszara al-Asada; jednak, gdy doszło do zetknięcia się z poważnym przeciwnikiem, najemnicy zostali zmasakrowani. Około 130 najemników miało zostać bezwzględnie rozgromionych przez Amerykanów niedaleko syryjskiego miasta Dajr az-Zaur. Rosjanie i syryjskie wojska Asada wdały się w potyczkę z odziałem komandosów Delta, którzy wezwali wsparcie powietrzne. O tym, jak często niewykwalifikowane osoby trafiają do grupy Wagnera, świadczą też zarobki najemników najniższego szczebla, które zaczynają się od 1 tys. dolarów za miesiąc. Wielu byłych rosyjskich policjantów było wypychanych przez swoje rodziny, aby „dorobili”, zatrudniając się w Grupie Wagnera. Wśród najemników powszechnie się też spotyka byłych kryminalistów. Zbrodnie Wagnerowców Grupa Wagnera bardzo dba o swoją anonimowość, trzymając się w cieniu. Co ciekawe w Rosji działalność prywatnych firm wojskowych jest zakazana. Mimo to, głównym dostarczycielem sprzętu jest Ministerstwo Obrony Rosji, a sami Wagnerowcy mają własną bazę niedaleko Krasnodaru. Tego typu „firm wojskowych” jest w Rosji kilka i tworzą one swego rodzaju konglomerat. Jewgienij Prigożyn pokazuje projekt fabryki Władymirowi Putinowi Grupa Wagnera ma potężne wsparcie finansowe od oligarchy Jewgienija Prigożyna, który swoją karierę finansową zaczął od butki z hot dogami. Jak widać posłuchał się znanego prorosyjskiego polityka Janusza Korwina-Mikke, który często tłumaczył, jak działa wolny rynek na przykładzie parówek. Jewgienij Prigożyn dorobił się przezwiska „kucharza Putina”, gdyż obecnie się zajmuje dostarczaniem cateringu dla całej rosyjskiej armii. Na „barwność” postaci Prigożyna wpływa wiele ciekawych faktów; warto podkreślić, że jeszcze w czasach ZSRR zajmował się obrabianiem kobiet z biżuterii i torebek, za co został skazany i wysłany do kolonii karnej. Co jakiś czas wypływają na światło dzienne doniesienia o kolejnych zbrodniach popełnionych przez najemników z Grupy Wagnera. Według śledztwa przeprowadzonego przez BBC Wagnerowcy mieli dopuścić się morderstw cywilów podczas wojny w Libii. Brytyjska stacja przytacza słowa jednego z najemników, który stwierdził, że często zabijano jeńców, gdyż tak było łatwiej i „nie trzeba było” się nimi zajmować. Według szacunków w Libii po stronie wojsk generała Haftara miało służyć nawet 1000 najemników z grupy Wagnera. W 2019 roku do internetu wyciekło nagranie, na którym najemnik torturuje, a potem zabija młotem syryjskiego więźnia oskarżonego o dezercję. Również miał zostać zabity inny Syryjczyk, który rzekomo współpracował z ISIS, a najprawdopodobniej znalazł się po prostu w złym miejscu i momencie, natrafiając na Grupę Wagnera. Najemnicy z Grupy Wagnera mieli również dopuścić się zbrodni w Mali w wiosce Moura, gdzie miało zginąć setki cywilów. Jak informuje Human Rights Watch, pod koniec marca 2022 roku rozstrzelano od 200 do 400 osób. Według junty wojskowej byli to dżihadyści, jednak HRW wskazuje, że większość z nich to byli cywile. Pomnik rosyjskich najemników w stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej Bangi W najbliższych latach można spodziewać się, że liczba najemników będzie rosła, a użycie tego typu jednostek zintensyfikuje się. Postępująca katastrofa klimatyczna coraz bardziej wpływa na stabilność państw w Afryce i nie tylko, które są najbardziej narażone na zmiany klimatyczne. Rosnące ceny żywności wody, gwałtowne zjawiska atmosferyczne tylko wzmocnią niepokoje społeczne. Tym samym państwa, które tanim kosztem będą chciały zyskać na tym niepokoju, najprawdopodobniej będą korzystać z formacji najemniczych. Również konflikt w Ukrainie pokazał, że i tu dla najemników znajdzie się miejsce, jednak w ograniczonym zakresie. Walki na pierwszej linii z regularnymi siłami zbrojnymi stawiają najemników na straconej pozycji. Natomiast konfliktów o niskiej intensywności nie brakuje i zdaje się, że będzie ich tylko więcej i tutaj prywatne firmy militarne na pewno będą często obecne. Mniej więcej od dekady najemnicy nie trudnią się tylko ryzykownymi walkami w dalekiej Afryce. Od kiedy pojawiły się zawodowe firmy ochroniarskie typu Blackwater, szans na przygodę jest więcej. A polscy wojskowi są atrakcyjni na rynku - pisze Barbara walk z talibami na początku czerwca dwa lata temu zginął Polak służący we francuskiej Legii Cudzoziemskiej. Sierżant Konrad Rygiel poległ podczas misji rozpoznawczej w dolinie Tagab, 50 km na wschód od Kabulu. Według doniesień francuskiej prasy żołnierze francuscy i afgańscy planowali spotkać się tam z przedstawicielami władz lokalnych. Republika francuska pożegnała go z najwyższymi honorami. - Wolny obywatel wolnego kraju wybrał służbę w Legii Cudzoziemskiej, żeby dać z siebie to, co najlepsze - mówił Hubert Falco, sekretarz stanu ds. obrony. Jednak powodów, dla których Polacy zaciągają się do wojsk najemnych, nie zawsze można być równie pewnym jak francuski sekretarz. Nie tylko "Psy wojny"Najemnicy to już dziś nie tylko "Psy wojny". Zdaniem Piotra Niemczyka, byłego zastępcy dyrektora Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa, można obecnie rozróżnić co najmniej kilka form najemnictwa. Pierwsza z nich to armie zawodowe w Unii Europejskiej, przy NATO. Najbardziej znanym przykładem takiej jednostki jest francuska Legia Cudzoziemska. Drugą grupę stanowią organizacje paramilitarne, angażowane w ekstremalne i nie zawsze zgodne z wojskowym prawem misje, np. w RPA. To one najbardziej odpowiadają literackim stereotypom najemnika. W krajach latynoamerykańskich opłacani żołnierze trudnią się handlem bronią i wspierają walki narkotykowych gangów. Są też i tacy, którzy pracują dla reżimów totalitarnych. Do nich zaliczała się na przykład w większości armia stworzona przez Kaddafiego. O przynależności Polaków do takich organizacji nie wiadomo zbyt wiele. - O skandalicznych działaniach czy mordach nie słyszałem i mam nadzieję, że nie usłyszę - przekonuje generał Roman trzecią, w tej chwili dominującą na rynku grupę, stanowią wyspecjalizowane firmy ochroniarskie typu amerykańskiego giganta Blackwater, w których według szacunków służy od kilkudziesięciu do kilkuset byłych polskich wojskowych. Te ostatnie są wynajmowane nie tylko do ekstremalnych zadań bojowych na końcu świata, a ich obowiązki stają się coraz bardziej prozaiczne. Coraz częściej chronią na przykład gwiazdy muzyki pop. Zakres ich odpowiedzialności jest bardzo szeroki, bo rozciąga się mniej więcej między strzelaniem w dalekim Iraku, ochroną ważnych europejskich polityków, a staniem na straży bezpieczeństwa robotników na placach budowy, na terenach dotkniętych konfliktami. Kiedy do Polski przyjeżdża VIP, firmy szukają pomocy do jego ochrony na przykład wśród ludzi GROM albo członków służb specjalnych. Dla polskich mundurowych zauważalna zmiana profilu najemnika nastąpiła mniej więcej dekadę temu. Wcześniej, w latach 70., wielu żołnierzy jednostek desantowych uciekało z Polski do RPA i zaciągało się w obcych armiach dla pieniędzy. To były czasy, kiedy Legia Cudzoziemska uosabiała filmowo-literacką fikcję i przyjmowała w swe szeregi mężczyzn z całego świata, którzy mieli nie do końca przejrzyste w świetle prawa życiorysy. Dziś kandydaci na legionistów są starannie weryfikowani. Leży to chociażby w interesie światowego bezpieczeństwa: do jednostek najemniczych często próbują zaciągać się bandyci - po to, aby podnieść swoje kwalifikacje. Ludzie, którzy tęsknią za wojnąPo misji irackiej, a nawet wcześniejszej, kosowskiej, w 1999 roku wyspecjalizowane firmy ochroniarskie, przede wszystkim amerykańskie, zaczęły coraz chętniej spoglądać w stronę dobrze przeszkolonych polskich żołnierzy. Oczywiście sowicie ich opłacając. - Podczas tych misji polscy żołnierze zostali zauważeni i docenieni. I zaczęli chętnie interesować się innymi niż krajowe organizacjami militarnymi - tłumaczy gen. Roman Polko. Dziś zjawisko najemnictwa, w różnych formach, urasta do rangi problemu. I to nie tylko polskiej armii. Te same głosy słychać na przykład z brytyjskiego SAS. - Niedawno słyszałem o jednym z byłych bardzo wysokich oficerów GROM, który dał się wynająć przez firmę zewnętrzną, żeby zajmować się ochroną na terenie Polski - przyznaje gen. Gromosław Czempiński. Podlegli mu niegdyś oficerowie nie stronią od najemniczej innymi z braku koncepcji zagospodarowania byłych pracowników służb. Krótko mówiąc, światowe konflikty stały się sposobem na dorabianie do wojskowej emerytury. Początkujący najemnik o przeciętnych kwalifikacjach, narybek, może się spodziewać 2-4 tys. dol. pensji miesięcznie. Stawka rośnie w miarę doświadczenia i oczywiście tego, jak wzrasta niebezpieczeństwo żołnierze, których szkolenie kosztuje dużo czasu i pieniędzy, już służąc w jednostkach macierzystych, robią na boku stosowne wojskowe kursy. Ze świadomością, że w niedalekiej przyszłości przydadzą im się w szybkich karierach w szeregach firm ochroniarskich. Wojskowi alarmują, że to zjawisko szkodliwe dla naszej armii, bo dotyczy słabo opłacanych, a świetnie wyszkolonych żołnierzy GROM czy doświadczonych pilotów. W środowisku mundurowych zjawisko nie jest głośno potępiane, ale profesją najemnika nikt się specjalnie nie chwali. Ani w legalnych firmach ochroniarskich, ani paramilitarnych organizacjach. - Trudno tu mówić o wartościach moralnych - ucina gen. Polko. Generałowi niegdyś wydawało się, że najemnictwo dotyczy nikłego procentu jego podwładnych. Jednak coraz częściej słyszy głosy, że podwładni z 1. Batalionu Szturmowego służą w Legii Cudzoziemskiej. Jeśli chodzi o jednostki specjalne, to również duża liczba. Ale nie taka, żeby nie mają wątpliwości, czemu żołnierze decydują się zaciągać za granicami kraju. Polska armia nie tylko nie zawsze opłaca swoich pracowników według ich oczekiwań, ale także nie stwarza im odpowiednich warunków dla awansu. Jednak pobudek jest tyle, ilu chętnych. Niemało wśród nich takich, którzy po wielu latach spędzonych na misjach nie wyobrażają sobie życia bez karabinu. To ludzie, którzy naprawdę tęsknią za żołnierze jeżdżą też, żeby sami szkolić organizacje. To często bardzo dobrze płatne oferty dla emerytowanych dowódców oficerów służb specjalnych, najczęściej wywiadu, a czasem policji, którzy mają odpowiadać za przygotowywanie strategii i koncepcji. Mimo wysokich stawek, podobno wynajęcie najemników jest tańsze niż angażowanie armii. Jako szkoleniowcy do Libii pojechali na przykład żołnierze GROM, którzy mieli służyć tamtejszej nowej demokracji. Polacy są chętnie widziani na takich wyjazdach, bo poziomem, który reprezentują, nie odbiegają od umiejętności ich kolegów po fachu z Zachodu - przy czym są tańsi. Gdzie wojsko nie możeNajemników warto kupić czasem na przykład w takich akcjach, w których wojsko nie daje rady. - Jeden dobry najemnik da sobie radę z dwudziestoma średnio wyszkolonymi żołnierzami - ocenia gen. Czempiński. Bywa także i tak, że ich pomocy szuka się z braków kadrowych. Na forach internetowych można znaleźć rozmowy o tym, czy warto zdecydować się na specjalny wydatek i zainwestować w najemników. "Osobiście myślałem, że za tak dużą kasę wojska te jakoś lepiej powinny się sprawować. Miałem taką sytuację, że za grubą kasę kupiłem ok. 3-4 tys. najemników i w czasie walki okazało się, że oni nie walczą tylko chyba uciekają. Z innymi najemnikami miałem taką sytuację, że po prostu mi zniknęli, nie wiem, czy może czas im się skończył, czy może miałem ich za dużo" - pisze na forum użytkownik zalogowany jako porucznik. - Nie słyszałem o przypadkach posługiwania się najemnikami przez polskie wojsko - twierdzi gen. Roman Polko. A gen. Gromosław Czempiński dodaje, że Polacy raczej szkolą, niż wynajmują. Przede wszystkim dlatego, że nie ma u nas mody na szukanie zagranicznej pomocy. Mamy BOR, armię - więc o co chodzi?Dostać się dziś do organizacji paramilitarnej czy dobrze opłacanej firmy ochroniarskiej nie jest tak łatwo jak kiedyś. Ogłoszeń trzeba szukać w internecie, a jeszcze lepiej po prostu zostać poleconym. Wcześniej punkty rekrutacyjne znajdowały się na terenie Anglii i USA. Potem coraz więcej powstawało ich na terenach konfliktów - w Iraku czy na Bliskim Wschodzie. Specjaliści od wojny wiedzą, że w takich krajach nie wystarczą najemnicy z innych krajów. Chodzi o udział w niebezpiecznych akcjach, więc największe jest zapotrzebowanie na autochtonów, zorientowanych w specyfice i geografii kraju. Weryfikacją ludzi do oddziałów paramilitarnych zajmują się doświadczeni żołnierze, na przykład generał Ricardo Sanchez, były dowódca z Iraku. Po kilkunastoletniej służbie w Legii Cudzoziemskiej wojskowi zwykle wracają: zdyscyplinowani, doświadczeni w walce i przede wszystkim spokojni finansowo. Wielu z nich z powodzeniem prosperuje na polu biznesowym.

polscy najemnicy w afryce